Letnia pora niesie obfitość warzyw i owoców – jeśli nie ma się ich w ogródku, to zakup nie stanowi wielkiego wydatku. Można zatem conieco „zmarnować” w celach artystycznych, raz w życiu ucieszyć się, że sok z tego czy owego zostawia kolorowe plamy.
Kilka lat temu w jednym z muzeów natknęłam się na tablicę podobną do tej, opisującą indiańskie sposoby farbowania włókien. Te procesy chodziły za mną już od dawna, aż wreszcie w tym tygodniu zmobilizowałam się do działania. Chciałabym teraz i Wam podsunąć kolorowe pomysły – zapraszam poniżej, do sprawozdania z kilku surowców, jakie przetestowałam na muślinie, bawełnianych niciach i kartonie, najzwyklejszym, z supermarketu. Wyniki doświadczeń przeszły moje oczekiwania – nie spodziewałam się aż tak wyrazistych kolorów i takiej ich rozmaitości!
Oprócz głównych bohaterów warto mieć też pod ręką ocet i cytrynę (kwasy) oraz sodę, która posiada odczyn zasadowy. Można je domieszać do soku, albo też posypać czy pokropić kartonik wyjęty już z kąpieli. Papier, muślin i nici moczyłam w sokach około godziny, po czym przekładałam na papierowe ręczniki do suszenia. Po upływie nocy były gotowe.
1 – największe zaskoczenie przyniosły jagody: rozgniecione gotowałam z niewielką ilością wody ok. 15 minut. Kolor wyszedł od głębokiego granatu do niebieskiego, zależnie od długości moczenia; posypanie sodą po wyjęciu z soku rozpędziło granat na boki i dało szarą zieleń.
Szmatka i nici zafarbowały się za to na piękny fiolet – papier najwyraźniej ma odczyn lekko zasadowy, więc jagody od razu zniebieszczały.
2 – skórki z cebuli (tylko te suche, brązowe) gotowałam 20 minut i otrzymałam piękny kolor rudopomarańczowy. Ponieważ papierowy ręcznik miał kwadracikową fakturę, podobny wzorek odbił się i na papierze właściwym, który suszył się na owych ręcznikach – cóż za miła niespodzianka!
3 – czerwona kapusta razy trzy: posiekana, gotowana 20 minut. Jako pierwszy jest zestaw moczony w soku z dodatkiem sody, na środku – sok bez dodatków, na dole – sok zmieszany z octem. Coś podobnego, sama kapusta wcale nie farbuje na fioletowo, tylko na szaro-niebiesko-zielono!
4 – marchewka razy dwa. Tarta na grubym tarle, a potem gotowana marchewka farbuje papier na delikatny kolor brzoskwiniowy. W tym przypadku wszystko po wymoczeniu wypłukałam, obawiając się, że bez tego materiały mogą być lepkie. (Ciekawe, czy sok niegotowany dałby inny albo intensywniejszy kolorek).
Natka marchewkowa (posiekana, gotowana 20 minut) daje śliczny kolor zielony, który na dodatek atrakcyjnie reaguje na sok z cytryny i na sodę.
5 – szpinak (gotowany 20 minut) nieco mnie rozczarował: spodziewałam się intensywnej zieleni, a wyszła blada; po pokropieniu cytryną jeszcze bledsza.
6 – maliny (gniecione, gotowane z odrobiną wody 15 minut) dały róż zmieszany z fioletem; ładnie zareagowały też na cytrynę i sodę, odpowiednio różowiejąc i niebieszczejąc.
7 – buraki posiekałam i gotowałam koło 20 minut. Sok podzieliłam na trzy części i zmieszałam z sodą (pierwsze zdjęcie) i z octem (drugie), jedną część zostawiając czystą (trzecie). Octu było dość sporo i kartonik znienacka utworzył bąble, które nawet po wysuszeniu są widoczne i przyjemnie kostropate.
Pokropienie buraka sodowego cytryną daje plamy z małymi kryształkami, a burak octowy ciekawie zareaguje i z sodą, i z cytryną.
8 – ostatnia próba to kurkuma, zakupiona w postaci proszku w sklepie (zdaje się, że w Lewiatanie). Tu ponoć trzeba naprawdę uważać, bo wszystko od niej trwale żółknie – co akurat w tym przypadku jest plusem i dało cudną, jaskrawą żółć. Zalałam po prostu proszek wrzątkiem; ciekawe, jaki efekt dałoby gotowanie.
Obserwacje ogólne:
1 – prawdziwe, trwałe farbowanie wymaga jeszcze dodatkowego potraktowania materiału przed i po odpowiednimi składnikami; moje produkty zapewne są wrażliwe na światło i na wodę.
2 – papieru ani szmatek nie płukałam, z wyjątkiem malin i marchewki.
3 – brzegi targane często tworzą ciekawe urozmaicenia kolorystyczne, w przeciwieństwie do brzegów ciętych.
4 – jeśli obawiasz się o pokolorowanie palców, warto założyć gumowe rękawiczki – u mnie skóra się nie zafarbowała, ale miałam kolorki za paznokciami :)
Zachęcam do wypróbowania, choć jest to dość bałaganiarskie zajęcie – kuchnia szybko „zastawia się” tacami i naczyniami, ale rezultaty są fascynujące! Czekamy oczywiście na wyniki Waszych eksperymentów - prosimy o linki w komentarzach, tak do „surowych” produktów, jak i do tego, jak je wykorzystacie. Kolorowej zabawy!
DODATEK SPECJALNY
Mrouh w swoich eksperymentach postąpiła dalej; zafarbowawszy papier z bloku technicznego surowym sokiem z buraka, potraktowała go gorącym żelazkiem, wydobywając z niego przeplatające się pięknie odcienie czerwieni i pomarańczu. Następnie wydrukowała na nim ilustrację, dołożyła sprytną grę słów - i oto dzieło, przykład praktycznego zastosowania kolorowej alchemii!